Billboardy miały być wykorzystane w kampanii wyborczej Suwerennej Polski, a akcję koordynowała zaufana współpracowniczka dyrektora Lasów Państwowych, dyrektorka Ośrodka Kultury Leśnej w Gołuchowie Ewa Jedlikowska. Wszystko zostało sfinansowane ze środków Funduszu Leśnego. Niestety, na rozstawienie konstrukcji billboardów brakło czasu, a grupa grzybiarzy przypadkiem odnalazła je w podpoznańskim lesie. 

Jak informuje Gazeta Wyborcza, projekt spotkał się z krytyką ze strony środowiska leśnego. Billboardów miało być 2000, a ich treść miała dotyczyć promowanej, zrównoważonej gospodarki leśnej i ochrony przyrody. Realizacją zajmowała się spółka Bieszczady, której członkami są między innymi politycy Zjednoczonej Prawicy: Marcin Cichowicz (PiS), naczelnik wydziału administracji, bezpieczeństwa i ochrony pracy w leśnictwie w Generalnej Dyrekcji LP, a także Bartosz Bazela, również działający z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, dyrektor regionalny LP w Pile.

Szokujące wydają się również pierwotne założenia projektu, wedle których na opracowanie i realizację billboardów przeznaczano 65 milionów złotych. Tymczasem, jak czytamy w artykule Gazety Wyborczej, koszt przeprowadzenia takiej kampanii mógł  wynieść około 4 milionów złotych. Informacje te są oparte o wypowiedź informatora Gazety Wyborczej w Nadleśnictwie Babki: "Taka jedna tablica billboardowa kosztuje w sklepach internetowych 2091,00 zł. Natomiast Lasy — zakładając, że postawią ich 2 tys. — na jeden billboard (produkcję, montaż i ew. kampanię) zamierzają wydać nieco ponad 17,6 tys. zł".

Środowisko leśne nie kryje oburzenia, szczególnie biorąc pod uwagę pochodzenie środków finansowych z Funduszu Leśnego, który docelowo ma być przeznaczany na wspieranie nadleśnictw potrzebujących pomocy w realizacji zadań związanych z gospodarką leśną czy ochroną lasu.